Ratujemy rocznie około dwustu zwierząt. Nasze azyle i domy tymczasowe pękają w szwach od niechcianych i niekochanych zwierząt. Wszystkich naszych podopiecznych otaczamy troską i miłością tak, aby pomimo złych doświadczeń były jeszcze szczęśliwe.
Adopcje zwierząt przeprowadzamy do sprawdzonych domów i tylko tam, gdzie zwierzęta już nigdy nie zostaną skrzywdzone.
Oto kilka z setek szczęśliwie zakończonych historii:
Dziękujemy! Dzięki Waszemu sercu mamy zdrowego chłopaka, no prawie zdrowego, bo okres rekonwalescencji będzie trwał jeszcze z pół roku.
Leoś przeszedł 4 operacje usuwania obcych ciał z otrzewnej. Było ciężko. Zainfekowane były jelita i cały przewód pokarmowy. Leoś był prawie trzy miesiące w szpitaliku dla zwierząt, kroplówki, antybiotykoterapie i dieta, ledwo z tego wyszedł. Ale jest, żyje i będzie dobrze!!!
Jak się u nas znalazł?
Pod Osieckiem na trasie siedział pies, ktoś go wyrzucił. Pies przy jezdni czekał, aż po niego wrócą. Zagubiony zatrzymywał samochody, ale żaden samochód nie chciał wziąć porzuconego pieska. W rozpaczy i bezradności biegał między samochodami, aż stało się nieszczęście. Po psie przejechał samochód. W panice pies przeczołgał się do leśnego rowu.
kilka historycznych zdjęć znalezionego Leosia:
Dziękujemy za uratowanie Marleya! Darczyńco, masz kochane serce i dzięki Tobie ten pies rozpoczął nowe, zdrowe życie!!!
Skąd mieliśmy Marleya pod naszą opieką?
Niedziela, późne popołudnie. Dzwoni nasz interwencyjny telefon TPZ. „Znalazłam psa, jest ledwo żywy, nie chodzi. Na dworze minus 20 stopni C, co mam robić? On leżał cały w śniegu. Zabrałam go do domu, napił się wody. Nie może wstać, łapkę ma wygiętą, ona lata luźno, pewnie połamana. Gdy próbuje wstać, ta łapa wygina się, a on upada. Nie mogę go zatrzymać, mieszkam w Otwocku Wielkim, ale tu nie ma weterynarza. Ratujcie go” – słychać zrozpaczony głos w telefonie.
zdjęcia zmarzniętego Marleya i jego złamanej łapki:
Na bieżąco ratujemy bezpańskie kociaki, odrobaczamy, leczymy, karmimy i oddajemy do adopcji.
Dziękujemy pięknie darczyńcom!
Dzięki Wam wszystkie futrzaki mają pełne brzuszki. Za wszystkie zebrane pieniądze kupujemy karmę i lekarstwa. Głód nie zagląda już w te piękne, kocie oczy naszych podopiecznych. Jesteście WSPANIALI, tylko dzięki Wam funkcjonujemy i możemy ratować zwierzęta.
kilka zdjęć naszych znajdziątek:
Jestem zdrowy, radosny i szczęśliwy.
Dziękuję wszystkim, którzy ratowali moje zdrowie, a chcę Wam powiedzieć, że w szpitalu byłem dwa miesiące i dzięki Waszym pieniądzom, mogli mnie ratować. Byłem chory na wszystko, na co może być chory mały kot, koci katar-calcis, zapalenie jelit, zapalenie oskrzeli i nadżerki. Mało nie umarłem, ale uratowaliście mnie. Dziękuję!!!
Historia jednookiego czarnuszka:
Środkiem jezdni szedł mały kotek, żywcem zjadany przez setki larw. Po gorącym asfalcie jego łapki plącząc się, ciągnęły osłabione, maleńkie, zwiotczałe ciało. Samochody trąbiły, podjeżdżały i odjeżdżały, nikt nie zatrzymał się, żeby udzielić mu pomocy. Kotek szedł bezwiednie, resztką sił z ogromnym bólem zropiałego oka. Mokry z gorączki i osłabiony z odwodnienia. Kotek umierał wśród pędzących samochodów. Był zostawiony sobie sam, na śmierć.
Zdjęcia zaraz po znalezieniu i w trakcie leczenia:
To wspaniały, cudowny i miły pies. Jest towarzyski i bardzo grzeczny i nareszcie szczęśliwy!
Dziękujemy wszystkim DARCZYŃCOM!
Gdyby nie Wy, ten pies umarłby z bólu. Dziękujemy!!!
Jak się u nas znalazł?
Wiejski pies, nikomu niepotrzebny, niechciany, niekochany. Błąkał się od miesiąca po wsi Podbiel koło Celestynowa. Piesek bał się wszystkich i wszystkiego. To taki zaszczuty pies, odarty z godności i bez szans na lepsze jutro. Zgłoszenie o nim było dramatyczne, ktoś go skrzywdził i oko wyszło mu na zewnątrz…
Inspektorki TPZ pojechały go ratować.
Zdjęcia z akcji i leczenia:
Dziękujemy Wam z całego serca!!!
Koteczka Szira jest pod stałą opieką dr. Janickiego w Warszawie. Jest w trakcie rehabilitacji. Jeszcze utyka na jedną łapkę, ale druga łapka jest już zupełnie zdrowa. Kotunia urosła, nabrała pięknego wyglądu. Jest szczęśliwa w naszym domu tymczasowym choć za rehabilitacją nie przepada i buntuje się. Gdy jest już po zabiegu spogląda słodkim wzrokiem i tuli się. To miła i urocza kocica.
Jeszcze raz dziękujemy, bo kocica ma swój fundusz, dzięki któremu wróciła do zdrowia!!!
Szira trafiła do nas dzięki telefonowi itenrwencyjnemu:
Przeraźliwie chude kocię z połamanymi łapkami szukało pomocy na schodach jednego z domów, za którym rozciągają się tylko pola…
Nasz telefon interwencyjny TPZ dzwoni cały czas, tym razem chodzi o ratunek dla kociaka. „Mam na tarasie zmarnowanego kota. To mały kotek, ma połamane łapki, dałam mu jeść, to mało się nie udusił, jak jadł, tak rzucił się na jedzenie. Co mam z nim zrobić? Czy zabierzecie tego kota? „- pytał głos w słuchawce.
Filipek przeszedł trzy skomplikowane operacje. Był w szpitalu dla zwierząt w Warszawskiej Klinice Calodobowej ponad miesiąc pod czujną opieką lekarzy weterynarii.
Teraz jest w naszym domu tymczasowym u Kamilli, która gotuje mu codziennie kleiste mięsne dania, mające dużo żelatyny, aby łapki zrastały się. Niestety, to bardzo wolny proces i jeszcze przed Filipkiem długi okres rekonwalescencji.
Darczyńcy, jesteście wspaniali. Filipek dzięki Wam ma możliwość korzystania z wszystkich zabiegów i pełnej rehabilitacji bo ma wielki fundusz. Dziękujemy!
Pieskiem nikt się nie opiekował:
Trzyletnie dziecko zrzuciło szczeniaka z pierwszego piętra. Piesek przeżył, ale ma połamane łapki w pięciu miejscach. Ratujemy go, został odebrany interwencyjnie. Jest już w szpitalu w Warszawie. Dostał leki przeciwbólowe, przeciwzapalne, przeciwwstrząsowe, antybiotyki i czeka na 3 operacje.
Dziękujemy pięknie za dobre serca Wszystkim Darczyńcom!!!
Kotek jest w pełni sił, biega, skacze i bawi się od rana do wieczora. Jest Warszawiakiem. Adoptowała go wspaniała dziewczyna z córeczką. Nasz kotek ma też przyjaciółkę, śliczną kociczkę.
Dzięki Wam Darczyńcy, kotek miał dobrą opiekę w szpitaliku dla zwierząt i rekonwalescencję.
Skąd się u nas znalazła Miłka?:
Na parkingu siedział mały kotek. Samochody przejeżdżały, zatrzymywały się, ludzie z nich wysiadali i szli na zakupy. Wielki parking, wiele samochodów, tłumy ludzi a nikt nie zwracał uwagi na maleńkiego, zostawionego, okaleczonego kotka.
Wśród tylu ludzi znalazła się jedna osoba lubiąca koty i zadzwoniła do nas zgłaszając tę parkingową bidę. „Ten kot ma chyba złamaną łapkę, zajmiecie się nim?” – zapytała kobieta. Jesteśmy na południe od Warszawy jedną z największych organizacji, która pomaga sponiewieranym i wyrzucanym kotom. Ratujemy rocznie 150 – 200 kotów. Czy mogliśmy odmówić? Nie! Jesteśmy po to, by je ratować.
zdjęcia koteczki sprzed adopcji: